Nieznajomy dotrzymał mi towarzystwa, ani na chwilę nie spuszczając
mnie z oka. Czułam się niepewnie, nieporadnie radziłam sobie ze
skleceniem podstawowych zdań, ale nie przeszkadzało mi to.
Patrzyłam na jego usta, patrzyłam w czekoladową głębię jego
spojrzenia, która tak bardzo mnie onieśmiela. Słuchałam go
uważnie, nie chcąc uronić ani słowa z jego wypowiedzi.
Może to niesprawiedliwe, ale nie zależało i nie zależy mi na
jakimkolwiek towarzystwie tak bardzo, by starać się wypaść
nienagannie i oszałamiająco w rozmowie. Cieszyłam się z obecności
tego chłopaka, oddalał mnie on nieprzyjemnych myśli o Dallasie. A
jednak byłam zmęczona i wyprana z emocji. Nie odzywałam się zbyt
wiele, rekompensując mu niewłaściwie okazane zainteresowanie,
kreśląc kółka po jego ręce. Fascynował mnie ten przyjemny
dreszcz, jaki odczuwałam w zetknięciu z jego skórą. To było
takie niewymuszone. Dłoń chłopaka ani drgnęła. Wiem, że bał
się nią poruszyć, bym nie wycofała swojej.
Teraz jestem sama. Stoję pod lotniskiem w Wiedniu. Usiłuję sobie
przypomnieć adres, ale mam w głowie tyle kłębiących się myśli,
że nie mogę się skupić. Zaczynam wątpić w sens całej tej
wyprawy. Ucieczki.
Dostrzegam coś po drugiej strony ulicy i zamiera mi serce. „To
nie może być ona”, myślę, w popłochu zbierając swoje rzeczy i
niemal biegnę w losowym kierunku. Byle dalej od motocyklu Dallasa.
No tak, pewnie wysłał ją za mną, kiedy tylko się zorientował.
On nigdy się nie podda.
Ale wciąż mogę być silniejsza. Będę uparta i tym razem
przeciwstawię się mu w taki sposób, że odczuje to już na zawsze.
Może wewnątrz jestem rozedrgana jak cienkie gałęzie drzewa na
wietrze, ale złość sprawi, że będę odporna na jego plany.
***
Odrywam się na chwilę od swojego zajęcia, żeby spojrzeć za
okno. Słońce zaczyna powoli zachodzić, chociaż deszczowe chmury
niemal całkowicie zasłaniają niebo. Chętnie wyszedłbym zapalić,
ale pogoda nie zachęca do wyjścia na zewnątrz. Moja dłoń
machinalnie wędruje pod koszulkę Addie, która leży obok mnie,
zawinięta w koc. Uczy się do wakacyjnego kursu informatycznego,
chociaż, lekko licząc, zaśnie za jakieś sześć minut.
Przepracowuje się, stanowczo.
Gina wciąż nie odpisała na żaden z moich emaili, ani smsów.
Zaczynam się poważnie martwić, czy w tamtym domu do czegoś nie
doszło. Obawiam się, że przy ich awanturach z pewnością nie
można być w pełni stabilnym psychicznie. Mam dziwne wrażenie, że
wkrótce coś… może się stać.
Mówię o swoich przypuszczeniach Adeline, która stara się nadążyć
za tokiem mojej wypowiedzi. Zakładam, że nie jest zbytnio skupiona,
więc nie zajmuje mi to wiele czasu. Kiedy kończę, zarzuca mi
ramiona na szyję. Nie tego się spodziewałem. Gładzę palcami
rozgrzaną skórę na jej boku.
Dziewczyna wydaje z siebie coś na kształt stęknięcia i odskakuje
od mojej ręki. Unoszę brwi.
– Co jest? – pytam, bo już kilka razy zdarzyło jej się mieć
obiekcje wobec tego, w jaki sposób ją dotykam.
– Ręce – wyjaśnia rozbrajająco. – Masz zimne ręce.
Strasznie.
Uśmiecham się. Czasami jest taka rozczulająca. Nieskomplikowana.
– Denerwuję się.
– Normalnie to bym ci powiedziała, że nie powinieneś się
zamartwiać, ale widzę, że to trochę poważniejsza sprawa –
przechyla głowę i przygląda mi się z troską, wciąż zwinięta w
kłębek pomiędzy moimi kolanami. – Może polecisz do Denver?
Normalnie to nie mógłbym myśleć trzeźwo, kiedy przewiesza nogi
przez moje lewe udo, a do obojczyka przyciska policzek, ale w tym
momencie to mrowienie na skórze mi nie przeszkadza. Jej pomysł
byłby dobry, gdyby nie kilka aspektów.
– Cały tydzień mam zajęty – przypominam jej. – Jutro z
samego rana mamy sesję wywiadów. A potem non stop siedzenie w
studiu, przecież wiesz. Poza tym nie zostawię cię samej, teraz,
kiedy Edith wyjechała.
Addie nie ma jeszcze prawa jazdy, więc w zamian za dotrzymywanie mi
towarzystwa po całym dniu w studiu i to, że często nie ma mnie w
Wiedniu, staram się odwozić ją na uczelnię i inne miejsca, w
których podjęła się pracy, kiedy tylko mam taką możliwość.
Jej współlokatorka, Edith, ma wprawdzie samochód, ale z tego co
wiem, to nie jest chętna do użyczania go.
– Ale chodzi o coś jeszcze, prawda?
Milczę. Oczywiście, że chodzi o coś jeszcze, ale to tak drażliwy
temat, że nie wiem, czy chcę o tym rozmawiać. Nie mam pojęcia, że
za chwilę to ona wyrzuci z siebie wszystkie kłębiące się w niej
wątpliwości.
– Line, po prostu nie mogę tego zrobić. Nie mogę tam pojechać.
– Wydawało mi się, że nie mamy przed sobą tajemnic – gdyby
jej świdrujący wzrok mógł wywiercać dziury w mózgu, z pewnością
byłbym teraz bezmózgim kretynem.
Wiele razy wałkowaliśmy ten temat. Chyba inaczej miało to
wyglądać. Adeline spuszcza głowę.
– Każdego dnia staram się być tak otwarta, żeby niczego nie
żałować, kiedy będzie po wszystkim. Rozumiesz mnie? Kiedy mnie
dotykasz, jestem upojona szczęściem i potem, kiedy cię nie ma, to
boli podwójnie. Pewnego dnia po prostu się obudzę, a media będą
wiedzieć, że związałeś się z jedną ze swoich fanek, że to
skandal, że nie mogę… Nie mogę… – milknie na chwilę,
nabierając z drżeniem powietrza. – Po prostu pokaż mi, że nie
jesteś tylko basistą ulubionego zespołu, tylko plakatem na
ścianie, tylko obrazem w komputerze, tylko wyimaginowaną historią…
– Przecież nie jestem – mówię, wzburzony jej nagłym
wyznaniem. Line zawsze skrywała uczucia dość głęboko, miała
trudności z wypowiedzeniem tego, co ważne i słuszne. – Nie
jestem, skarbie. Należę do ciebie, jako istota fizyczna i
psychiczna.
– To mów mi o wszystkim. Wiąż ze mną emocje. To, czego nie
dostaje… nie dostaje żadna fanka.
Jej duże, brązowe tęczówki wręcz błagają o to, by wykonać
każde jej polecenie. Nie chcę, żeby była smutna. Znaczy dla mnie
więcej, niż jej się wydaje. To dzięki niej jeszcze nie
zwariowałem. Wyobrażam sobie, jak musi cierpieć, kiedy są rzeczy,
w których nie może brać udziału. Jako dużo młodsza ode mnie,
niepewna świata show-biznesu dziewczyna, jest bardziej narażona na
krytykę. Wiem, że musi starać się dużo bardziej, bo czuje się
niedowartościowana jako dziewczyna członka popularnego zespołu.
Chowa twarz w mojej koszulce, przyciskając nos do mojego biodra,
ale i tak czuję, że przez materiał przesiąkają łzy.
– Adeline, nie masz się czym przejmować. Nie widzisz, że staram
się zrobić wszystko, żebyś poczuła się bardziej kochana i
bardziej wyjątkowa niż te dziewczyny na koncertach? – głaszczę
ją po włosach, a ona ani drgnie. – To, że nie mam ochoty o czymś rozmawiać w danym momencie, nie znaczy, że dla mnie nie mają znaczenia twoje
odczucia na ten temat.
Kładę sobie jej rękę na piersi. Wiem, że słyszała każde
słowo, ale nie wiem, czy wypowiedziałem je w taki sposób, żeby
mogła poczuć się lepiej. Pociąga nosem.
– W porządku – mówi cicho i nagle ciężar jej ciała przestaje
mi ciążyć na boku. – Wiem, że liczę się dla ciebie więcej
niż one. Ale tak często przypominają mi się czasy, kiedy tak nie
było, że nie wiem, kiedy to znowu powróci.
To aż dziwne, jak doskonale dociera do mnie sens tych słów. Tylko
ja jestem w stanie zmienić jej pogląd na to. I wiem także, że te
przygnębiające myśli nie pozwolą jej poczuć się lepiej. Mogę
przecież sprawić, żeby naprawdę znaczyła więcej, niż
ktokolwiek inny. Mogę być kimś więcej dla niej. Przecież ją
kocham.
Jeszcze długo trzymam ją w ramionach, czekając, aż przyjdzie
weselszy nastrój. Całuję kostki jej dłoni, obiecując, że dla
niej zrobię wszystko, co tylko będę w stanie zrobić.
Mogę być kimś więcej.
***
Nocuję na jakiejś cholernej ławce, bo nie mam dokąd iść. Nie
mam niczego, co mogłoby mi pomóc, za wyjątkiem nadziei, którą
dokładnie pielęgnuję w sobie od ostatnich kilku dni.
Wiedeń, mój ukochany współtowarzysz niedoli. Otwieram Kronikę i
w niewyraźnym świetle latarni, wypisuję sobie instrukcję na
pozytywne myślenie.
11
sierpnia 2009, Wiedeń
Wiedniu,
Jestem
tutaj. Jestem.
A
jednak wciąż za daleko, żeby żyć normalnie. Ale pewnego dnia
wrócę do tej daty, silniejsza, zdrowsza na duchu. I przypomnę
sobie, jak było mi beznadziejnie.
I
wiesz co?
Będę
szczęśliwa.
Świetne, po prostu świetne!! Aż brak mi słów... Z zapartym tchem czekam na trzecią cześć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńWooow, kocham to <3
OdpowiedzUsuńTrochę nie wiadomo o co chodzi czasami, ale całość jest zarąbista :D
Czyli ta dziewczyna, co leciała samolotem, to ta sam co była z Georgiem czy nie ? o.O
Wiem, ja też się czasami nie rozumiem XD
UsuńNo nie, ta, co leciała samolotem, to jego przyrodnia siostra :D Ja i moje chaotyczne pisanie c:
Bardzo mi miło, że ci się podoba <3
Yeah, nadrobiłam. Czuję się dumna z siebie :D
OdpowiedzUsuńTak się teraz zastanawiam, Tom poznał Reginę czy niekoniecznie? Bo jeśli by ją poznał, to mógłby zadzwonić do Listinga i powiedzieć mu, że jego przyrodnia siostra jest, we czy w?, we Wiedniu. Ale chyba też jej nie poznał. Trochę mnie zdziwił fakt, że gitarzysta podróżował bez bliźniaka, ale w sumie z drugiej strony nie jest to też jakoś... sama nie wiem. Po prostu się zdziwiłam. Dobra, Dallas ma jeszcze jeden plus u mnie za posiadanie motoru, eh. Dlaczego te czarne charaktery zawsze posiadają te najlepsze rzeczy? A moja siostra zawsze mi powtarza, że zimne dłonie (sama takie cały czas mam) mają palacze. I jakby nie patrzeć, to w przypadku Geo to się sprawdza. Przekonałaś mnie trochę do Addie, wiesz? Teraz jakoś bardziej ją rozumiem i przyznaję, że nie jest w gruncie rzeczy taka zła. Kobiety niestety są tą płcią, które potrzebują dużo uwagi i równie dużo miłości. Cały czas obawiamy się, że za chwilę całe nasze życie może się zawalić i nic nie będzie takie samo, że wszystko może zaraz zgasnąć jak płomień zapałki.
Wybacz mi, że ostatnio moje komentarze są jakieś nieskładne i takie nijakie, coś jakoś do niczego nie mam głowy do zwykłych rzeczy. Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3
Gratulacje, doceniam <:
OdpowiedzUsuńWiem, bo kocham Dallasa, więc koniecznie musiał mieć motor xd Powtarzałaś to już tyle razy, że myślałam o tym w trakcie pisania rozdziału. Ja mam zimne tylko jak się denerwuję, krew mi odpływa z rąk czy coś. No tak myślałam. A ona szczególnie wciąż będzie miała takie wrażenie, bo przecież chłopacy nieustannie są zawaleni robotą. Dziękuję :)
Swietny rozdzial :)
OdpowiedzUsuń