Kiedy otwieram oczy rankiem następnego dnia, już czuję, że to
będzie ciężki dzień. Czeka mnie wyjazd do Hamburga, żeby
dokończyć nagrywanie kolejnych dwóch piosenek, bo studio w Wiedniu
jest dobrze przystosowane jedynie do prób dźwiękowych, niestety
nie spełnia swojej roli w kwestii profesjonalnego ich obrobienia.
Nie chcę rozstawać się z Adeline, ale obowiązki wzywają. Wiem,
że ona też nie będzie zadowolona.
Spoglądam na godzinę i wydaję z siebie przeciągły jęk. Muszę
się już zbierać, a tak chętnie przeleżałbym cały dzień…
– Wiem, co ten dźwięk oznacza – mruczy niewyraźnie Addie spod
pościeli, w której zakopała się po czubek głowy. Zawsze zmusza
mnie do dawania jej osobnej kołdry, bo, jak twierdzi, „obmacuję
ją w nocy jak kawałek mięsa u rzeźnika”.
– Dokładnie – staram się zabrzmieć radośnie, a przynajmniej
radośniej niż ona. – Wstawaj, jest już szósta trzydzieści, a
ja na ósmą muszę być w studiu.
Znów mruczy coś niewyraźnie. Zrywam się w łóżka i przebieram
się w pośpiechu. Zaglądam do telefonu, który w nocy podłączyłem
do ładowania. Na ekranie migocze wiadomość od Billa: „Mógłbyś
spróbować skontaktować się z Tomem? Zabiję gnoja, jeśli wywinie
się dziś od nagrywania”. Uśmiecham się kącikiem ust,
związując włosy, chociaż sprawa pewnie nie jest zabawna.
Osobiście bawią mnie kłótnie bliźniaków, nawet kiedy obaj
wyglądają, jakby mieli zamiar rzucić się na siebie i pożreć.
– Wstawanie o tak wczesnej porze absolutnie nie wchodzi w grę – stwierdza Line sennym głosem i przekręca się na drugi bok. – To szkodzi zdrowiu.
Bez namysłu ściągam z niej kołdrę, a ona piorunuje mnie
wzrokiem.
– Boże, Addie, czy istnieje ktoś bardziej leniwy od ciebie?
– Ty na przykład.
Wzdycham ze zniecierpliwieniem.
Kiedy jakiś czas później żegnam się z nią pod jej mieszkaniem,
coś w samochodzie przykuwa moją uwagę. Otwieram schowek i wypada z
niego mała, fioletowa książeczka. Kronika.
Przed oczami stają mi wspomnienia sprzed lat. Odległe, jakby ktoś
rozmazał je w programie komputerowym lub ukrył pod wodą. Kto mi
dał tę kronikę?
Zaraz, to ja ją kupiłem. Kupiłem sobie i Reginie na targu staroci
w Berlinie takie same egzemplarze. Wtedy byliśmy ze sobą tak
blisko, nie mieliśmy żadnych problemów. Wszystko się zmieniło.
Nie potrafię określić, czy na pewno jestem szczęśliwy, a co
dopiero ona. Ciekawe, co stało się z jej kroniką?
Adeline delikatnie dotyka mojego ramienia.
– Co to jest? – pyta, wyciągając mi z dłoni ten atrybut
minionej przeszłości i rzuca kąśliwie: – Pamiątka po ostatniej
dziewczynie?
Marszczę brwi. Momentami naprawdę jej nie poznaję.
– Co się z tobą dzieje? – rzucam ostro.
Patrzę jej głęboko w oczy. Ostatnio wszystko, o czym pomyślę,
cokolwiek zrobię, spotyka się z jej niewybrednymi komentarzami.
Jakby coś wewnątrz niej nie pozwalało patrzeć obiektywnie, tylko
przez pryzmat własnych… wątpliwości?
***
Mój bagaż chwieje się niebezpiecznie, kiedy stawiam go na kawałku
trawnika. Przysiadam na nim, żeby chwilę odpocząć od zgiełku
własnych myśli, które zdają się robić mi w głowie chaos
większy, niż ruch uliczny. Z ulgą wyjmuję z uszu słuchawki.
Odcinam się na chwilę od wszystkiego, po prostu patrzę, czuję
widok, jaki się przede mną rozpościera. Chłonę spokój, i choć
w zakamarku mojej duszy zasiano już lęk przed nieznanym, to
przestałam przejmować się tym, że zgubię się w tym sporym
mieście. Po prostu chodzę uliczkami, zaglądam w szyby wystaw,
oswajam się z faktem, że znów tutaj jestem.
Coś mi podpowiada nieustannie, że powinnam już coś zrobić, ale
widocznie moim powołaniem jest być wiecznie pomiędzy. Na granicy
omdlenia, na granicy kontynentów, na granicy przyszłości i
przeszłości. Zawsze jestem o krok od bólu, krok za szczęściem. A
przecież wystarczy tylko przesunąć się kilka centymetrów dalej…
Jestem dumna, że wykrzesałam z siebie tyle odwagi, by wsiąść w
samolot do Wiednia. Postawiłam nogę na wiedeńskim chodniku, to
tak, jakbym robiła krok w stronę lepszego życia, prawda?
12 sierpnia, 2009
Wiedniu,
Gdzie
mam znaleźć siłę na wykonanie jakiegoś ruchu? To zaczyna mnie
już nużyć. Wciąż gram z samą sobą. Muszę znaleźć sposób,
żeby wygrać tę partię. Tylko jedną, a potem niech wszystko się
sypie i wali.
Denn
ich bin nur ein Egoist*... W zasadzie nie zastanawiałam się nad
tym, ale może moje miejsce na ziemi przewidziano w Denver? Może
jestem samolubna, próbując coś zmienić, kiedy niektórzy są w
jeszcze gorszej sytuacji?
Nabieram głęboko powietrza przesyconego zapachem deszczu.
Setki ludzi przewijają się pod kościołem, wchodzą, wychodzą,
fotografują, komentują. Żyją. A ja sobie siedzę, nie zwracając
uwagi na nic, poza tym wielkim budynkiem, który przede mną stoi.
Wielki, straszący ostrymi zakończeniami, gotycki Kościół
Wotywny. Zawsze wydawał mi się niepasujący do reszty otoczenia.
Wszędzie szare, zwyczajne budynki, zieleń, a w środku masywny
kościół wprost z filmu grozy. Zawsze fascynowała mnie ta
niecodzienna sceneria. Byłam kilka razy w środku, ale zawsze przed
wejściem wolę wyobrazić sobie sama, jak wygląda wnętrze.
Przymykam oczy i znów wdycham deszczową aurę tego klimatycznego
poranka.
Czuję jakiś dotyk na ramieniu, ale ignoruję go, tak bardzo
wczułam się w swoje wyobrażenia. Otrząsam się dopiero po chwili,
kiedy słyszę przy uchu męski głos. Gdybym miała go określić
jako coś materialnego, byłaby to rozpływająca się, gorzka
czekolada. Co jeszcze jest czekoladowe? Oczy i uśmiech tego
niespodziewanego przybysza.
– Zawsze mi się podobał ten kościół. Dobry wybór.
Mój Boże, co on tutaj robi? Przecież na lotnisku poszedł w
zupełnie inną stronę! W tym momencie myślę tylko o tym, żeby
nie zdradzić się ze swoim bezgranicznym zdumieniem. No cóż,
przede wszystkim powinnam zamknąć szeroko otwarte usta…
– Skąd się tu wziąłeś? – pytam niemrawo.
Czekoladowy wzrusza ramionami i ignoruje moje pytanie.
– Po zmroku, kiedy go oświetlają, te wieżyczki wyglądają, jak
zrobione z kości – kontynuuje, nie patrząc na mnie, tylko przed
siebie. – Przynajmniej ja tak to widzę.
Walizka znów się chwieje i ugina pod ciężarem dwóch osób.
Przez chwilę obawiam się, że mój cenny księgozbiór zostanie
zgnieciony, ale jestem zbyt zajęta rozważaniem, czy nieznajomy nie
jest przypadkiem mordercą lub gwałcicielem. Jeśli śledził mnie
przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, to jest naprawdę niezły,
biorąc pod uwagę moje ostatnie poczynania. Z pewnością musiał
siedzieć w krzakach, kiedy zdrzemnęłam się na ławce w parku,
potem łazić za mną, kiedy chodziłam po mieście i schować się
niezauważony gdzieś w głębi kafejki, gdzie wypiłam kawę. Przez
chwilę czuję coś w rodzaju podziwu, ale potem znowu ogarniają
mnie wątpliwości.
– Śledzisz mnie? – ponawiam próbę wydobycia od niego
informacji. – Czego ode mnie chcesz? Pieniędzy?
Parska śmiechem i spogląda na mnie z rozbawieniem.
– Mam od cholery pieniędzy, nie chcę nic od ciebie, po prostu
mnie zaciekawiłaś – oznajmia lekkim tonem. – Pytałem tam i
ówdzie, Wiedeń nie jest taki wielki, jak się wydaje. Znalazłem
cię po domysłach, no i widzisz, udało się.
Przekrzywiam głowę i otwieram szeroko oczy z niedowierzaniem.
Dotąd wydawało mi się, że jeśli ktoś ma być tajemniczy, to na
pewno ja będę tą osobą. A tutaj proszę – mistrz w sekrecikach
i niedopowiedzeniach. Pewny siebie adorator. Nie wiem, czego ode mnie
chce, ale nie podoba mi się to. Niby jest miły, interesujący i
fascynuje swoją osobą, ale ma w sobie coś dziwnego. Jakby udawał.
A może patrzę na to ze złej perspektywy?
– Powiesz mi wreszcie, kim jesteś?
– Wybacz, ale nie mogę. To zepsuje całą zabawę.
I po prostu odchodzi. Bez słowa pożegnania. Posyła mi jedynie ten
ułamek czekoladowego spojrzenia, uśmiecha się czekoladowym
uśmiechem, a potem odwraca się i znika. A ja nie mam siły, żeby
gonić to, co zawsze czeka po drugiej stronie tej granicy, nad którą
jestem zawieszona.
*Falco, „Egoist”, tłum. Ponieważ jestem egoistą.
Chcę więcej :c Czemu rąk krótko?
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać... KOCHAM ❤❤❤
Dziękuję ♥
UsuńChcę więcej :c Czemu rąk krótko?
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać... KOCHAM ❤❤❤
Kurde, Tom Stalker – to takie do niego podobne.
OdpowiedzUsuńW sumie to zazdroszczę Hagenowi, że musi wstawać o szóstej trzydzieści, by zdążyć na ósmą do studia. Eh, choć z drugiej strony wiem, jak mozolnie o takiej porze idzie zdobienie cokolwiek konstruktywnego i z sensem. Nie, nie wiem, ale jakoś nie mogę się przekonać do Adeline. Na moje oko jest strasznie czepialska, ale przecież wiadomo, że nikt nie ma żadnej skazy, więc lepiej, że ma taką, a nie inną. Może z czasem się do niej przekonam, bo jak na razie to wolę Dallasa od niej. Chociaż to może niezbyt dobre porównanie. Przykro trochę, że ścieżki Reginy i Georga (Już chciałam napisać Torga O.o) się rozeszły. Ale wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Oby szczęśliwym zrządzeniem losu znowu na siebie trafili. I Kaulitz też może im w tym "dyskretnie" pomóc. Swoją drogą, aż nazbyt dobrze wyobraziłam sobie Billa w roli kata Toma za to, że nie przyszedł na nagrywanie... Oj, aż nazbyt dobrze. A wracając, kolor fioletowy dla Geo nie był problem? Znaczy dla niego samego pewnie nie, ale dla Bliźniaków? No chyba że im nie pokazywał tej kroniki, co też jest bardzo prawdopodobne. Krok w stronę lepszego życia dla Reginy nie oznacza też, że ono takie będzie. Czasami potrzeba trochę więcej, niż tylko swojej persony. W tym przykładu akurat wtrącił się jej Kaulitz, ale on ma zawsze efektowne wejścia, więc w ogóle mnie to jakoś nie dziwi. Skoro tak cały czas podąża za naszą Reginą, to czasami musiał się trochę pogubić – w końcu ich fanki są wszędzie. W przenośni i dosłownie. Aż mu momentami współczuję. Jakoś niegdy nie miałam głowy do architektury. Znaczy, podoba mi się, ale nie potrafiłabym siedzieć dłużej, wpatrując się w nią. To po prostu nie dla mnie.
Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :>
No no no ,Tomasz jaki tajemniczy ! ;)
OdpowiedzUsuń