Jeden: Whisky z colą.
10 sierpnia 2009.
Denerwuję się, nie lubię latać samolotem. Nie lubię oddalać
się od domu, bo mam wrażenie, że wtedy Dallas może spotkać mnie
wszędzie i bez świadków mną pomiatać. Z trudem przypominam
sobie, że już nie może tego zrobić. Jestem wystarczająco daleko,
żeby móc już powoli zapominać o tym, co działo się w
przeszłości, chociaż było to zaledwie wczoraj. Wciąż pieką
mnie plecy i ramiona, ale boję się cokolwiek z tym zrobić, boję
się przekonać się, czy naprawdę to wygląda tak źle.
Dla ukojenia nerwów, wyciągam swoją Kronikę Wiedeńską i dzielę
się swoimi uczuciami z ukochanym Wiedniem. Miastem, które jest
teraz celem mojej podróży.
10 sierpnia 2009
Pomiędzy kontynentami
Wiedniu,
Zbliżam
się do miasta, które jest mi tak bliskie. To w Wiedniu spędzałam
każde wakacje. Już nie pamiętam dni, które były tak beztroskie,
jak tamte. Chcę odnaleźć wolność, którą czułam wtedy.
Wymknęła mi się z rąk, ale po takim czasie jestem gotowa, aby
schwytać ją z powrotem.
A
jednak ogarniają mnie wątpliwości. Boję się, że wolność po
raz kolejny okaże się samotną drogą. Boję się, że miasto,
jakim jesteś, nie przyjmie mnie tak, jak tego oczekuję. Boję się,
że nie będę mogła wejść, ani wrócić. Utknę w martwym
punkcie.
Wiedniu,
ryzykuję naprawdę straszliwą cenę...
Spoglądam przez okno i momentalnie ogarnia mnie panika. Zaciskam
kurczowo palce na fotelu, ale wciąż mam wrażenie, że gdy się
poruszę, pokład samolotu rozpłynie się w powietrzu i spadnę w
dół. Zamykam oczy, naciągam rękawy czarnej bluzy, zasłaniam
okno. Nie chcę patrzeć. Mam wrażenie, że zaraz rozsypię się na
kawałki i jak zwykle nie będzie przy mnie nikogo, kto mnie
poskłada. Chcę zmienić swój stan, lecę do Wiednia, ale
jednocześnie nie wiem, co mnie tam czeka. To strasznie egoistyczne z
mojej strony, że wykorzystuję wyrządzone mi krzywdy, żeby zrzucić
problem na barki kogoś innego, a jednak nie pozostaje mi nic innego…
– Masz lęk wysokości? – słyszę obok siebie głos, który
wydaje mi się znajomy. Podskakuję, przerażona, że to Dallas, ale
to nie on. Muszę pozbyć się wrażenia, że on czeka na mnie
wszędzie…
Chłopak ma ładnie zarysowane kości policzkowe, ciemne włosy
splecione w dredy i kolczyk w pełnej wardze. Spoglądam mu w oczy i
dam się pokroić, że już je gdzieś widziałam. Mój mózg z
pewnością nie pracuje teraz tak, jak powinien, ze strachu i stresu,
to dlatego nie mogę skojarzyć go z żadną poznaną mi osobą.
Brązowe tęczówki okolone ciemnymi rzęsami są tak hipnotyzujące,
że przez chwilę nie mogę wydobyć z siebie głosu. Denerwuje mnie
moja niepewność.
– Trochę – przyznaję, chociaż w rzeczywistości aż się
trzęsę i jest mi niedobrze.
Chłopak raczy mnie przebiegłym uśmiechem. Jego spojrzenie
przeszywa mnie na wskroś, robi to w taki sposób… Nie pałam do
niego sympatią, nie lubię podrywaczy, denerwują mnie swoją
nachalnością. Sięga do kieszeni sporo za dużej na niego bluzy i
wyciąga z niej małą, srebrną piersiówkę.
– Jestem niepełnoletnia – protestuję słabo, ale on tylko
ucisza mnie skinieniem dłoni i nalewa kilka kropel do puszki coli,
którą ma przy sobie.
– Pij – podaje mi ją, a ja jestem tak skołowana, że nie mam
siły zaprotestować. – Nie zamkną cię przecież w więzieniu.
– Ale ciebie mogą.
Upijam łyk napoju, który daje przyjemnego kopa. Czuję w przełyku
ciepło, które w połączeniu z musującą colą nieco mnie
otrzeźwia. Ku mojemu przerażeniu do nieznajomego podchodzi
stewardessa i patrzy nieprzychylnie na piersiówkę w jego dłoni,
ale on wzrusza tylko ramieniem i spogląda na nią z drwiącym
uśmieszkiem.
– Rozumiemy pańską potrzebę rozluźnienia się w trakcie lotu,
ale wolelibyśmy nie przechodzić przez kolejne, hm… konflikty
związane z upojeniem alkoholowym.
Jej łagodny i dyplomatyczny ton dziwi mnie do tego stopnia, że
zaczynam się zastanawiać, czy on za pomocą tego wzroku nie potrafi
hipnotyzować ludzi do wykonywania jego poleceń.
– Spoko, to tylko odrobina. Nic mi nie będzie.
– W porządku – zgadza się, a moje oczy zapewne są teraz ze
zdumienia rozmiarów talerzy. Stewardessa uśmiecha się przymilnie.
– Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze?
– Dzięki, koleżance chyba przyda się szklanka wody – pokazuje
na mnie kciukiem, znów unosząc kąciki ust w porozumiewawczym
uśmiechu.
Kobieta kiwa głową i odchodzi, a ja kręcę głową z
niedowierzaniem.
– Zawsze podporządkowujesz sobie stewardessy na pomocą wzroku i
przekonujesz je, że whisky z colą to nic takiego? – pytam
ironicznie.
– Raczej za pomocą nazwiska – wzdycha.
Co takiego? Nazwiska?
Wyjmuje mi z dłoni puszkę, muskając palcami moją dłoń i
przechodzi mnie dreszcz. Przyjemny dreszcz. Upija łyk, napełnia ją
do końca resztką alkoholu i oddaje mi ją z powrotem. Zaczynam się
obawiać, że najważniejszy dzień w moim życiu przestanie być
najważniejszym dniem w moim życiu, ponieważ nic nie będę z niego
pamiętać. Jednak mimo to kilkoma haustami rozprawiam się z,
całkiem dobrym w smaku, „drinkiem”.
Pochylam się do przodu, garbiąc się lekko, bo szczypiące rany po
przecięciach szkłem zaczynają dawać o sobie znać.
– Zdradzisz mi chociaż swoje imię? – zagaduję go. – Głupio
wypijać cały zapas whisky, nie wiedząc, jak się nazywasz.
– To nie jest mój cały zapas whisky – zaprzecza, poruszając
zabawnie brwiami. – Zawrzyjmy układ. Ja, dla własnego
bezpieczeństwa i twojego zdrowia psychicznego, nie powiem ci, kim
jestem, skoro tak czy siak jeszcze mnie nie poznajesz, a ty zdradzisz
mi swoje imię i pozwolę ci wypić tyle alkoholu, ile będziesz
chciała.
Znów mnie zaskoczył. Przyglądam mu się jeszcze uważniej, ale
nie potrafię rozpoznać, kim jest. W pamięci świta mi tylko, że
te czekoladowe tęczówki już gdzieś widziałam… Ich nie da się
zapomnieć. Mimo, że na usta ciśnie mi się tysiąc pytań, zgadzam
się na jego układ. Jestem przyzwyczajona do wykonywania poleceń,
dopiero teraz widzę, jak bardzo weszło mi to w krew… Jestem po
prostu słaba i zniszczona.
Odsuwam od siebie nieprzyjemne myśli i postanawiam okłamać
kolesia od whisky. Nigdy nie wiadomo, kiedy Dallas z ojcem naślą na
mnie policję, więc dopóki czegoś nie wymyślę, muszę się
ukrywać. Na wszelki wypadek.
***
Wpatruję się w pusty dokument i zastanawiam się, dlaczego Regina
od dłuższego czasu nie odpisuje na moje listy. Chcę, żeby słowa
same spłynęły, żeby były tak właściwe, by ona wreszcie się
odezwała. Martwię się. Gdybym nie miał powodów do zmartwień,
nie pisałbym wciąż i wciąż uparcie tych samych zdań…
Wydarzenie, jakiego byłem kiedyś świadkiem, wciąż nie daje mi
spokoju. Gina zapewniała mnie wielokrotnie, że nie ma czym się
przejmować. A jednak nie wierzę jej. Widziałem strach w jej
oczach, strach, który dotąd pamiętam.
Adeline siada obok mnie i w ciszy wpatruje się w email, który mam
zamiar wysłać. Cholera, wciąż jest pusty…
– Rozumiem, czemu się tak przejmujesz – mówi. – Ale nie
powinieneś robić nic na siłę.
– Co ty możesz wiedzieć? – burczę, chyba brzmi to trochę
ostro, bo przechyla głowę z niezadowoleniem. – To nie ty masz
popieprzoną rodzinę.
Jej westchnienie wyraźnie daje mi do zrozumienia, że moja irytacja
jej się nie podoba, ale wciąż zachowuje opanowany ton. Spogląda
na mnie spod długich rzęs i przykrywa dłonią moją dłoń, aż
przechodzą mnie dreszcze. Doskonale wie, jak na mnie działa, robi
to celowo. Zbliża swoją twarz do mojej i wbija we mnie ostre
spojrzenie.
– Mam popieprzonego chłopaka, który nie rozumie, że jest coś
takiego jak prywatność. To nie jest twoja sprawa, Georg. Nie
będziesz chronił nikogo bez jego zgody.
Moja złość wzrasta, wiem, że to się zakończy kłótnią.
– I kto to mówi, hipokrytko? Sama usiłujesz zbawić świat na
siłę! Przepracowujesz się, i po co? Dla kogo? – wiem, jak
cholernie niesprawiedliwy jestem w tym momencie.
Wiem, po co to robi. Ona też wie. Spodziewam się, że zaraz jej
oczy wypełnią się łzami, ale marszczy tylko brwi. Wstaje, żeby
zostawić mnie w spokoju. Pewnie przyszedłbym za kilkanaście minut,
żeby ją przeprosić, ale znam ją, wiem, że do tego czasu bolałoby
ją bardziej, niż mnie. Pociągam ją za rękę i wpijam się w jej
usta, całuję ją tak długo, dopóki mi się nie podda, dopóki ja
nie będę myśleć tylko i wyłącznie o niej.
A jednak z tyłu głowy kołacze mi się myśl: kiedy znów zobaczę
Reginę? Nie mogę pokazać się w Denver, ale czy… Kiedykolwiek
jeszcze ją ujrzę i przekonam się, że wszystko w porządku?
Bo w głębi duszy wiem, że nic nie jest w porządku.
Wow, whoa! Już nie mogę sie doczekac kolejnej! Bardzo mnie zaciekawiłaś :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! :))
UsuńWspaniały. Czekam na kolejny rozdział <3 Weny, kochana <3
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńChoć nie lubię opowiadań, w których główna bohaterka jest taka sierotką krzywdzoną przez cały świat, (za dużo się takich naczytałam, dlatego xD) to zaciekawiłaś mnie :D Masz bardzo miły dla oczy styl pisania ;)
OdpowiedzUsuńZapisuję sobie! <3 Weny i buziaczki :*
Ostatnio chyba aż nazbyt wczuwam się w to, co czytam. Wykreowałaś lepszego Toma ode mnie, czego w sumie trochę Ci zazdroszczę. Takie niby proste, wręcz banalne odpowiedzi, a tak bardzo pasują do starszego Kaulitza. W ogóle to dlaczego nasza bohaterka ma na imię Regina? Pytam z czystej ciekawości, ale też z tego, że będzie mi się kojarzyć z papierem toaletowym >.< Jakby nie patrzeć, to chyba potem Tom musiał na rękach wynosić dziewczynę z tego samolotu, no chyba że zasnęła po tylu procentach w krwi albo była aż nazbyt energiczna. Kurde, nie wiem, nie znam się na tych wszystkich alkoholach i ich skutkach, ale wiem jedno - będzie miała niezłego kaca dzień po tym. Powinna przestać bać się Dallasa, choć łatwo tak mówić, kiedy przez lata, jeśli się nie mylę, była przez niego katowana i poniżana. Boi się, że będzie podążać za nią jak cień. Mimo wszystko powinna mu wybaczyć, w tym wszystkim tkwi sęk. W jej podświadomości, będzie pamiętać, ale jeśli wybaczy, już nie będzie odczuwać tego wewnętrznego bólu. A właśnie to sprawia, że jest taka słaba.
OdpowiedzUsuńNo i zapomniałam skomentować fragmentu o Georgu i Adeline ._. Chyba zaczynam mieć sklerozę.
UsuńW sumie cieszę się, że ma taki kontakt z dziewczyną. Taka osoba z pewnością podtrzymuje ją na duchu, choć nie do końca może być tego świadomy. Jakoś nie spodobała mi się postać Adeline, ale to może tylko takie wrażenie, chociaż to pierwsze jest najważniejsze. Eh, sama nie wiem, może się jeszcze do niej przekonam.
No dzięki, dzięki c: W końcu Regina - papier toaletowy - Georg :D No cóż, wprost po takich wydarzeniach raczej ciężko wybaczyć. Wiedziałam, że to powiesz. Wiedziałam. Adeline zachowuje się, jakby miała okres, bo jest przemęczona, w gruncie rzeczy nie powinno się ją za to winić.
Usuń