Atmosfera jest bardzo napięta. Bill chodzi nerwowo po studiu, a
jego czarne, sterczące na wszystkie strony włosy, podskakują w
rytm jego kroków. Powinienem być wkurzony, zdenerwowany, czy coś w
tym rodzaju, ale jestem po prostu zmęczony. Kocham robić to, co
robię, ale marnowanie czasu mnie przytłacza. Z braku lepszego
zajęcia, bezmyślnie uderzam w kilka strun gitary. Nawet dźwięk
tych smętnych akordów nie przynosi niczego dobrego, jedynie wibruje
w uszach. Zirytowany Bill piorunuje mnie wzrokiem i odkładam
instrument. Nie ma sensu podkręcać jego nerwów.
Gustava bawi to wszystko. Co kilka minut wtrąca jakąś uwagę, że
„Tom pewnie puścił się na panienki”, czy coś w tym rodzaju. W
zasadzie byłoby to bardzo prawdopodobne, ale tym razem przegiął.
Praca to nie zabawa, nie może sobie tak po prostu odpuszczać, kiedy
mu się nudzi. Tym bardziej, że powinniśmy zdążyć na samolot to
Hamburga, a wszyscy zebrali się w Wiedniu jedynie tymczasowo. Tylko
ja mieszkam w nim na stałe.
Z braku lepszego pomysłu, wychodzimy przed budynek, żeby zapalić.
Wciskam zmarznięte dłonie w kieszenie i zastanawiam się, co w tej
chwili robi Adeline. Dzisiejszego ranka zachowała się co najmniej
dziwnie, ale nie to mnie martwi. Wszystko wskazuje na to, że coś ją
gryzie, a nie chce mi tego powiedzieć. Powinienem z nią poważnie
porozmawiać, a jak na złość, nie mam na razie okazji.
– Tak w ogóle, co słychać u twojej siostry? – dociera do mnie
pytanie perkusisty. Zabawne, że teraz o to pyta.
– Nie mam pojęcia – odpowiadam szczerze, zaciągając się
głębiej dymem. – Nie daje znaku życia od tygodni.
– Wiesz co, stary, ja to bym się zaczął martwić, czy ona w
ogóle żyje – zauważa.
Kiwam głową, nie chcę rozwijać tego wątku. Przyjaciel uderzył
w najczulszą strunę. I ma rację. Gaszę papierosa i zbieram się
do ponownego wejścia do studia, kiedy słyszę za sobą jakiś
znajomy, damski głos.
– Żyję, o ironio.
***
Staram się nie wsłuchiwać zbytnio w krzyki, jakie co jakiś czas
rzuca ktoś z kuchni mieszkania Georga. Łzy napływają mi do oczu,
ale uspakajam się, wmawiam sobie, że wszystko jest w porządku. O
tym samym zapewniał mnie Hagen, a jednak wiem, że przybyłam w
nieodpowiedniej porze. Właśnie tego się obawiałam i, jak na
złość, tak jest – być może nie jestem mile widziana. Być może
nie powinnam tego robić…
Chcę zająć myśli czymś innym, zagłuszyć wyrzuty sumienia
krzyczące w głębi mnie. Wyciągam Kronikę, drżącą ręką
przesuwam karty. Zaciskam zmęczone powieki. Powinnam teraz…
Powinnam otworzyć i przeczytać kawałek starych wpisów. Muszę
zapamiętać wszystkie, choć jest ich mnóstwo. Po co to robię? Dla
kogo? Dla siebie, ale wciąż nie znam dokładnego powodu. Po prostu
chcę naprawiać dawne błędy, nie zapominać bólu. Pielęgnowanie
w sobie nienawiści nie jest dobre, ale ja po prostu chcę pamiętać
złe momenty, kiedy mój oprawca zamydli mi oczy. Chcę pamiętać w
jasnych i w ciemnych dniach.
Serce wali mi jak młotem. Żeby tylko nie… żeby nie ten dzień…
Podmuch wiatru dobywający się z uchylonego okna przesuwa kartki,
pieści je chłodnym oddechem, wybiera odpowiednią dla mnie stronę.
Dotykam szorstkiej faktury papieru i otwieram oczy. W jednej chwili
czuję, jak ulatniają się niemal wszystkie emocje. Wypuszczam
powietrze z ulgą, to nie ten fragment. To inny. Łączący się z
tym bolesnym, ale neutralny. Zniosę go, mogę znieść przecież
wszystko.
28
stycznia 2007
Denver
Travisa
znam już od dłuższego czasu, ale w życiu nie podejrzewałabym go
o współpracę z Dallasem. Czy jest na świecie osoba bardziej
zawiedziona ode mnie? Wprawdzie nigdy nie zwróciłam na niego uwagi,
ot, zwyczajny, aczkolwiek dość przystojny facet, wiecznie
przesiadujący w bibliotece. No cóż, Dallas także to robi, z tą
różnicą, że przy komputerze. Kiedy zabiera mnie ze sobą, każe
mi rozglądać się i pilnować, by żadna bibliotekarka nie
zauważyła, co robi. A jednak za każdym razem, kiedy uda mi się
spojrzeć na monitor, nie widzę nic dziwnego. Masa liter, strony
internetowe, czasem otwarte okienka czatu na stronach
społecznościowych. Pracuje nad czymś w skupieniu i robi notatki.
Inaczej
jest z Travisem. On całymi dniami ślęczał nad książkami, od
czasu do czasu przymykając oczy ze zmęczenia. Rozmawiałam z nim
czasem, ale ciężko się z nim porozumieć. Wydawał z siebie
jedynie westchnienia i uśmiechał się pobłażliwie. Lubiłam go.
Dziś
inaczej został mi przedstawiony.
Kiedy
tylko wróciłam do domu, od razu zauważyłam pewną zmianę. Nie
było ojca, więc należało mieć się na baczności, ale po
przekroczeniu progu odczułam dość przyjazną atmosferę.
–
Regina? – usłyszałam głos brata dochodzący z głębi pokoju.
– Komm hier, przedstawię ci kogoś.
To
charakterystyczne „komm hier” będzie mnie prześladować do
końca życia. Zawsze wymawia ten zwrot po niemiecku, ze względu na
to, że tyle lat dzieciństwa spędziliśmy w Austrii. Nie mam
pojęcia dlaczego, ale lubi się śmiać, że po angielsku nie
zrozumiem. Porozumiewamy się dwoma językami i słowa rozumiemy
doskonale, a jednak nie rozumiemy się w ogóle; jesteśmy tej samej
krwi, a jednak oddalono nas od siebie tak daleko, że to przestaje
mieć jakiekolwiek znaczenie.
Już
wtedy zauważałam,
o co tak naprawdę chodzi.
Weszłam
do jego pokoju, jak zawsze zawalonego płytami różnych kompozytorów
– od starych Rammsteinów, przez klasyki Vivaldiego, aż do
najnowszych kawałków Eminema. Gust muzyczny Dallasa jest bardzo
zróżnicowany – raz słucha tego, raz tego. Zmienny niczym
kierunek wiatru. Szkoda, że do mnie nigdy się nie zmieni.
–
To jest Avis – wskazał zdezorientowanego nieco bruneta, który
siedział na brzegu łóżka mojego brata i trzymał na kolanach
jakieś zeszyty. Korciło mnie, żeby wyrwać mu notatki z rąk i
przejrzeć z góry plany Dallasa, ale za tak śmiały krok surowo bym
zapłaciła.
Chłopak
przyjrzał mi się dokładnie i uśmiechnął się trochę z
wyższością, a trochę ze smutkiem. Mój brat chyba myślał, że
nie poznaliśmy się już wcześniej, bo nigdy nie zwraca uwagi na
to, co robię w bibliotece. Oboje z Avisem postanowiliśmy nie
wyprowadzać go z błędu. Słusznie.
–
Teraz się go słuchasz, bierzesz od niego zeszyty i wysyłasz mu
maile, które będę ci podrzucać – zakomunikował Dallas
nieznoszącym sprzeciwu tonem, a potem uśmiechnął się,
charakterystycznie dla jego aparycji, jednym kącikiem ust, i zwrócił
się do Travisa: – Nie pozwalam ci nią pomiatać, chociaż czasem
możesz utrzeć jej nosa, kiedy zacznie cwaniakować.
Zrobiło
mi się głupio. Poczułam się jak intruz, w dodatku nie do końca
rozumiałam, co się dzieje wokół mnie. Dallas nigdy nie dawał
swoim „współpracownikom” wskazówek co do tego, jak mnie
traktować, zatem pewnie Avis miał być ze mną w nieco bliższym
kontakcie. Serce zabiło mi mocniej. To znaczy, że mój psychiczny
brat ma jakieś plany w stosunku do mnie. I nie będzie dobrze. Nie,
nie będzie.
Brunet
z uwagą odpowiadał na pytania Dallasa o jakąś dziewczynę, o
jakiś wyjazd, ale ja nie słuchałam, o czym mówią. Zrobiło mi
się zimno.
–
Dallas? – wyjąkałam słabym głosem. – Możemy pogadać?
Nie
patrzyłam mu w oczy, bo wiedziałam, że jest wściekły.
Nienawidzi, kiedy przerywa mu się dyskusję o ważnych sprawach, ale
popchnął mnie za drzwi, przeprosił kolegę i zapytał, o co mi
chodzi.
–
Co to za koleś? – zapytałam szeptem. – I co ty kombinujesz?
–
Nie będę ci odpowiadać na takie pytania. Masz się mnie
słuchać, i tyle, bez dyskusji.
Poczułam
się bezsilna i mała jak strzępki kurzu na podłodze. Nabrałam
powietrza i spróbowałam jeszcze raz, ale mój głos brzmiał nieco
piskliwie.
–
Ale Dallas, on wygląda podejrzanie – skłamałam, bo nie to
mnie martwiło, martwiły mnie zamiary mojego brata. Jak zwykle.
–
Nie obchodzi mnie twoja opinia – warknął. – Rozumiesz?
Łzy
napłynęły mi do oczu. To stanowczo nie była pora na takie
rozmowy, wewnątrz czułam się zdruzgotana, wściekła i
zdezorientowana. Pociągnęłam nosem i z nagłym przypływem siły,
podniesionym głosem oznajmiłam mu, że nie będę nic dla niego
robić.
Mój
zmienny w nastrojach brat nie nawrzeszczał na mnie tym razem, nie
uderzył, nie zagroził. Spojrzał na mnie z nagłą troską, co
zupełnie zbiło mnie z tropu.
–
Ginnie, idź do swojego pokoju i się uspokój – westchnął. –
Nie denerwuj się, nie będziemy teraz robić awantury, zgoda?
Ostatnio mój brat teatralnie udaje, że jestem niezrównoważona psychicznie i czasem
daje mi spokój. Ale tym bardziej muszę się pilnować. Dallas,
niczym chmury, raz przynosi deszcz, raz burze, a raz nie przynosi
nic.
– Chodź, młoda, skończyliśmy. Pogadamy? – słyszę, kiedy w
ostatnim momencie zamykam kronikę.
Spoglądam w zatroskane, ale radosne oczy Georga i kiwam głową,
ruszając za nim na dół. W tym momencie przeszłość już się nie
liczy – wiem, że tutaj jestem bezpieczna. Mogę zacząć od nowa.
Ta myśl dodaje mi otuchy. Niespodziewanie mój przyrodni brat
obejmuje mnie ramionami i robi mi się jakoś tak cieplej na duszy.
– Cieszę się, że wróciłaś.
Stanowczo moja ulubiona część tej historii.
Następny rozdział pojawi się: 21 września.
Następny rozdział pojawi się: 21 września.
Ten Dallas wydaje się być podejrzany. Zbyt podejrzany. Mam nadzeję, że Regina odnajdzie w końcu swoje miejsce.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już we wtorek, ale jakoś nie mogłam wtedy skomentować i wyszło, że wróciłam dopiero teraz. Ech...
OdpowiedzUsuńAż widzę oczami wyobraźnie nazbyt namacalnie tę furię Billa na bliźniaka. Ile ja bym dała, by zobaczyć ich jadkę na żywo, choć wiem, że nie jest to dobra rzecz, lecz na swój sposób jest to urocze. Co nie zmienia jednak faktu, że Tom się zagalopował i teraz przyjdzie mi za to trochę zapłacić, że tak to ujmę. Swoją drogą, to podoba mi się favikona Twojego bloga, wiesz? Przynajmniej do niego pasuje, a nie jak na innych portalach społecznościowych. Gustav tak bardzo potrafi trafić w sedno, że to czasami ciarki człowieka mogą przejść. Hm... skoro Regina wylądowała aż pod studiem nagraniowym, to Tom również musiał się tam z nią znaleźć, czyż nie? Akurat szkoda, że postanowiłaś zakończyć w takim momencie, chętnie bym się dowiedziała, co było potem. Ale to nie ja jestem autorem, więc to nie ode mnie zależy, co znajdzie się w danej historii. Odnoszę wrażenie, że Adeline nie przepada, a wręcz nie lubi przyrodniej siostry Georga... Może to złudne wrażenie, nie wiem. Coś mi po prostu nie pasuje w tej postaci. Co by nie mówić, to lubię Dallasa. Nie jest święty, ale tak do końca przebiegły do szpiku kości też nie. Jest pomiędzy, nie za dobry, nie za zły. I w sumie lubię takie postacie, neutralne. Może i Wiedeń jest dużym miastem, ale nie oznacza to to, że nie da się w nim kogoś znaleźć. Jeżeli Dallas się postara, a wierzę, że tak będzie, z łatwością znajdzie naszą Reginę. I wtedy tak właściwie cała akacja, jak dla mnie, się dopiero zacznie. Chociaż, może masz jeszcze inny pomysł na tę historię, więc będę czekać na wszystko, co masz w zanadrzu.
Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :D
Trafiłaś w ostatnim momencie, bo będę publikować w poniedziałki (swoją drogą, to cholernie męczące, mieć dwa rozdziały naprzód, a nie móc ich dodać :c).
UsuńJa w sumie też, to byłoby niesamowite zobaczyć, jak się napierdzielają! Ano dziękuję, trochę musiałam się nawkurzać na Photoshopa, obrabiając zdjęcie, ale wyszło całkiem umiarkowanie dobrze. Nie bardzo, Tom mógł przecież iść w drugą stronę, a ona w drugą, nie? Byłoby to bardziej prawdopodobne, bo raczej stara się nie narzucać ludziom. W zasadzie to nie dowiesz się, co bylo dalej tego samego wieczora, bo ja nienawidzę opisywać długich rozmów. Zbyt dużo dialogów mnie irytuje po poprzednim blogu, wtedy waliłam non stop rozmowy i zabrakło gdzieś uczuć i przemyśleń. W zasadzie to raczej nie zdążyła jeszcze jej poznać. Może i tak mi wyszło, bo zachciało mi się opisywać ją w momencie, w którym przeżywa wahania nastroju. W każdym razie nie jest negatywnym bohaterem. Raczej. A ja mam z Dallasem jak z Tay'em (sprawdziłam i tak się powinno pisać!) - jest tak nieszczery i dwulicowy, a z drugiej strony pociągający. Trzyma się realizacji swoich planów. No i tu trafiłaś w sedno, zastanawiam się, czy ktoś jeszcze pomyślał sobie, że Regina raczej nie zerwie z przeszłością tak szybko. Chociaż jakieś tam zalążki nowego życia się zawiążą...
Zawsze dajesz tą trójkową buźkę na końcu komentarza, ten półokrągły wyszczerz oznacza coś innego?
Dziękuję za komentarz i daruj odpisywanie na ten poprzedni. Nie chciało mi się. I nadal mi się nie chce.
A ja jestem tępa i czasami się w tym wszystkim gubię. Ale nie powiem, opowiadanie wkręciło mnie, choć ostatanio ni miałam na nic ochoty i tu nie zaglądałam. Rozdział świetny, podoba mi się twój sposób pisania. Lecę dalej. Buziaczki (*^o^*)
OdpowiedzUsuń