środa, 11 listopada 2015

Osiem: Milcząc. 16 sierpnia 2009


Jak bez ust byłem z ustami
Jakby plastrem zalepione
Jakby w wapnie unurzone
Było, że w powietrzu tonę
Było, że już po mnie, po mnie

Edward Stachura
Gdy odeszła pod chmurami



Nie mogę uwierzyć, że byłeś tak lekkomyślny – babcia kręci głową, na twarzy ma wymalowany zawód. – Nie widzisz, w jakim jest stanie? Nie załatwiłeś żadnych dokumentów, w ogóle nikt mi nie powiedział, że Ginnie jest tutaj i potrzebuje pomocy.
Mój brat jest zirytowany.
Eva, powtarzam ci po raz kolejny: Adam nie odpisał na jej list, nie zadzwonił do ciebie, do nikogo, kompletnie nic. A ja nie chciałem jej tutaj zatrzymywać bez jego przyzwolenia.
A może po prostu byłeś zbyt zajęty? – starsza kobieta pyta z przekąsem, najwyraźniej chcąc skończyć już rozmowę.
Jak możesz tak mówić? Praca nie zależy ode mnie.
Proszę, nie kłóćcie się, to nic nie da – wtrąca się Adeline, wysoka dziewczyna o poskręcanych w loki włosach, którą przyszło mi poznać tuż po moim niefortunnym wypadku. – Georg czekał z siostrą na odzew Adama.
Rozmawiamy, jakby jej tutaj nie było – zauważa, spoglądając na mnie, ale nie szkodzi, bo to mi nie przeszkadza. – Chcesz coś powiedzieć?
Kręcę głową.
Od kilku dni słyszę te same zdania, te same pytania, te same przypuszczenia. Nie odezwałam się normalnie ani razu od odzyskania świadomości. Nie wiem dlaczego. Mam gardło tak ściśnięte, że ledwo coś przechodzi mi przez przełyk, a jednak babcia wmusza we mnie tony życiodajnego pokarmu.
Nagle pojawiło się mnóstwo przychylnych mi osób, każda z nich obskakuje mnie dookoła, usiłując coś ze mnie wyciągnąć. Chciałabym im powiedzieć, jak bardzo jestem im wdzięczna, ale coś nie pozwala otworzyć mi ust. Zwilżam tylko wyschnięte wargi herbatą. Potrząsam i kiwam głową, czasami stękam, kiedy wenflon wpija się boleśnie w nadgarstek, chwilami udaje mi się wychrypieć jakieś krótkie „tak”, „nie”, „nie wiem”, „dziękuję”. Ale takie słowa nie padają. Nie potrafię. Nie mogę mówić o nich.
Regina, dziecko, powiedz wreszcie, co się stało... To za długo trwa – stwierdza babcia miękkim głosem, ale nie potrafię wykonać jej polecenia.
Wszyscy się we mnie wpatrują, ale zęby znów zaciskają się na moich ustach tak mocno, że nie mogę wydobyć z siebie głosu.


***

Zapalam papierosa. Cienka smuga dymu ciągnie się w górę, do nieba przykrytego warstwą chmur. Kiedyś brzydziłem się ludźmi palącymi to świństwo, ale dziś nie potrafię obejść się bez przynajmniej jednej paczki w kieszeni. Kiedy masz taką pracę jak ja, to po prostu nieuniknione.
Co się wydarzyło wtedy, kiedy Regina zemdlała? Skąd wzięły się te cięcia?
Muszę się tego dowiedzieć, muszę znaleźć osobę, która wtedy dzwoniła i spowodowała u mojej siostry taką panikę. Przede wszystkim za wszelką cenę chcę ukarać tego, kto jej to zrobił. Odnaleźć sprawcę i udowodnić mu, że ona nie jest sama. A jednak nie mogę tego zrobić, dopóki Regina milczy.
Lecz przecież znam osobę, która otworzyłaby jej usta, która rozwiązałaby zagadkę.
Pół godziny później, z kolejnym papierosem w dłoni, pukam do drzwi mieszkania Addie, który wynajmuje z bardzo potrzebną mi w tej chwili osobą. Wymówiłem się zabraniem potrzebnych jej ubrań, bo ma zamiar zostać na kilka dni, pomóc przy siostrze. Czułem ukłucie poczucia winy, kiedy patrzyła na mnie z wdzięcznością, ponieważ tak naprawdę to nie o to chodzi. Pewnie przyjdzie mi oszukać kogoś jeszcze, ale przecież sprawa jest tego warta, nie?
Wejdź – słyszę wrzask z wewnątrz. – Klucz pod wycieraczką.
W pośpiechu przekręcam zamek w drzwiach. Wchodzę do uporządkowanego holu. Ustawione na jasnej posadzce glany ociekają błotem, ale najwyraźniej ich właścicielka ma to gdzieś. Stawiam własne buty obok nich i wchodzę do pokoju po lewej stronie.
Mało osób odwiedza Edith na tyle często, by zorientować się, jak niesamowite jest otoczenie, w jakim funkcjonuje, a jednak po kilku sekundach ma się ochotę stąd wyjść. To zupełnie odmienne terytorium. Jak eksponat w muzeum – zachwycasz się przez chwilę, oglądasz uważnie, ale nie dotykasz, wychodzisz. W sporej wielkości pokoju dominuje ogromny stół, zawalony książkami, farbami, płachtami papieru i innymi przedmiotami codziennego użytku. Materac rzucony w kąt pokoju, zmieniający swoje położenie każdego dnia, stoi tym razem przy obłożonej lustrem szafie, a obok niego tłoczy się kilka pudeł, pełniących funkcję szafki. Róg pokoju oddzielony jest czarną kotarą i w zasadzie nikt nie ma pojęcia, co się za nią kryje. Jedno ze ścian zdobią zdjęcia, niektóre naprawdę oszałamiające. Dziwnie się tutaj czuję. To tylko powierzchowny nieporządek, tak naprawdę wszystkie elementy do siebie pasują. Czarno-biała sceneria całego wnętrza przyprawia o dreszcz, ale właścicielka wydaje się nie przejmować dobitnym przekazem umeblowania jej królestwa.
Edith siedzi przy stole i układa coś na kartce. Kolejne fotografie. Niedaleko widzę zeszyt, a w nim dziwnie brzmiące zapiski, takie jak kilka strzałek odchodzących od czarno-białego szkicu jej samej.
Skąd wiedziałaś, że to ja? – pytam, wiedząc, że szybko mi odpowie. – Równie dobrze mógł to być włamywacz.
Podnosi głowę i unosi kącik ust. W dolnej wardze widnieją dwa lśniące kolczyki. Odgarnia potarganą grzywkę, zafarbowaną na granat, przynoszący na myśl nocne niebo. Pewnie o to chodziło. Uśmiecha się, a wtedy w policzkach ukazują się dołeczki.
Tylko ty uderzasz ręką o nogę, kiedy idziesz. Poza tym charakterystycznie tupiesz. To słychać.
Przewracam oczami. Ma irytujący zwyczaj posiadania wiedzy na temat wszystkiego, ale ja wiem, że to nie daje jej satysfakcji. To, że wie wszystko o wszystkim, nie sprawia, że czuje się lepiej. Nie ma władzy nad każdym – w tym jej problem. Nie jest w pełni szczęśliwa.
Czasem mam wrażenie, że to ona potrzebuje pomocy psychologicznej.
Mam do ciebie prośbę.
Adeline? Ona za mną nie przepada.
Nie, nie o to chodzi, poza tym przecież, do cholery, mieszkacie razem, więc...
Co z tego? – przerywa mi, podnosząc wzrok na chwilę. – Uważa mnie za wariatkę. I pewnie ma rację.
Nie mam teraz ochoty na roztrząsanie zawiłości ich relacji. Są, jakie są. Poza tym to działa w obie strony. Obie traktują się nawzajem, jakby się nie lubiły, docinają sobie, czasem szarpią, ale Addie stara się robić dla niej więcej, niż robi się dla przeciętnej koleżanki. Edith najwyraźniej tego nie docenia.
Wiesz co? – odzywa się znów, nie przerywając pracy. – Ona po prostu nie potrafi dostrzec najprostszych faktów.
W jakim sensie?
Wzdycha, jakby odpowiedź była oczywista. Przykleja do ust chłopaka ze zdjęcia tabliczkę z napisem „die Wahrheit”. Dramatycznie to wygląda. Zresztą jak wszystko w jej światopoglądzie i podejściu do rzeczywistości.
Jest zajęta jakimiś drobnostkami, które mają wprost znikomy wpływ na społeczeństwo.
Otwieram szeroko oczy ze zdumienia. Co? Czyli ona twierdzi, że to bieganie po szpitalach, wolontariatach i innych tego typu placówkach nie ma sensu? Narasta we mnie całkiem uzasadniona złość. Ona tutaj siedzi, przykleja to tych swoich idiotycznych fotografii równie idiotyczne opisy i jeszcze śmie twierdzić, że Addie robi mniej od niej?
Ach tak? – siadam na brzegu stojącego przy drzwiach pudła, całkowicie zapominając o sprawie, o którą miałem ją poprosić. – Czyli sądzisz, że ty o wiele bardziej przyczyniasz się do poprawy sytuacji ludzkości w tym świecie?
Parskam śmiechem, ku jej niezadowoleniu. To naprawdę komiczne, to, za jak bardzo nieomylną się uważa,
Oczywiście, Georg, że to nie ma aż takiego wpływu na skalę globalną. Ale ja analizuję, wiesz? Ja rozmawiam z ludźmi, przeprowadzam na nich badania, które doprowadzają mnie do wniosków. Adeline tego nie potrafi. Ona nie myśli, tylko działa bez celu. Nie potrafi łączyć wątków, nie myśli, nie umie rozwiązać najprostszego zagadnienia. Spójrzmy chociażby na ciebie. Wchodząc do mieszkania, twój wzrok padł na moje buty. Najpewniej pomyślałeś, że jestem bardzo niechlujna – potrafisz wskazać proste powiązania. Co można dzięki temu przewidzieć? Otóż na przykład to, że wiedziałam, iż za chwilę spojrzysz na buty swojej dziewczyny i uśmiechniesz się z czułością – już otwieram usta, żeby zapytać o co jej właściwie chodzi, ale powstrzymuje mnie machnięciem dłoni. – To doprowadza do tezy mówiącej o twoim zaangażowaniu uczuciowym w tę relację lub o pożądaniu fizycznym.
Teraz już wgapiam się w nią z otwartymi ustami. Nie mogę pojąć, dlaczego zwraca uwagę na takie drobnostki. Rumienię się jak dzieciak przyłapany na gorącym uczynku. No, być może pomyślałem o niej w ten sposób, ale jakim prawem Edith analizuje moją całkiem zdrową relację z dziewczyną? Nie zaimponowała mi.
No dobra, być może masz rację, może Addie nie zwraca uwagi na takie rzeczy i ma do tego prawo – stwierdzam. – Normalni ludzie nie skupiają się na takich szczegółach, pogódź się z tym.
Wiesz, dlaczego ona nie potrafi myśleć? – ignoruje moją wypowiedź. – Bo fizyczne zaangażowanie ją zaślepia.
Mówi to tak zabawnie poważnym tonem, że znów nie mogę powstrzymać chichotu.
To jak poklepię Billa po ramieniu, to stanę się debilem? – ironizuję, a ona rzuca we mnie nożyczkami. Odbijają się od ściany niebezpiecznie blisko mojej głowy, ale ja nadal się śmieję.
Zamknij się, co? – nakazuje i kontynuuje nieco bardziej normalnym głosem. – Wiesz, kiedyś miałam takiego kolegę. Zabawny koleś, wiele się od niego nauczyłam, bo był wprost przewidywalnym przypadkiem zwyczajnego, nieskomplikowanego chłopczyka z dobrej rodziny. Wzorcowy był.
No i co?
Nie wiadomo dlaczego, całkiem mi się podobał fizycznie, choć z czasem przestałam zwracać na to uwagę. Raz przeprowadziłam taki eksperyment, kazałam mu się rozebrać do naga i usiąść przy stole. Jednocześnie próbowałam pisać coś w swoim notesie, i – co za zaskoczenie! – nie mogłam się skupić. Wtedy właśnie stwierdziłam, że mogę dociekać i wypytywać o uczucia, ale sama nie mogę w nie ingerować. Więcej z tego problemu niż pożytku.
Być może coś w tym jest. Nie wiem jednak, w jaki sposób powinienem interpretować jej wypowiedzi. W niektórym chwilach, takich jak ta, zachowuje się nie jak zwyczajna studentka psychologii, tylko jak stuknięta na umyśle amatorka i egoistka. A jednak jest mi potrzebna, dlatego przestaję się nad tym zastanawiać.
Dobra, może coś w tym jest, ale nie możesz jej przekreślać tylko dlatego, że jest zaangażowana uczuciowo. Poza tym, wybacz, bardzo chętnie wyprowadziłbym się z błędu, ale przyszedłem, żeby cię o coś poprosić.
Nieco się ożywia.
Coś ciekawego?
Nie wiem, czy nazwać to ciekawym. Moja przyrodnia siostra nie chce mówić o swoich problemach, a ma je z pewnością. Całe jej ciało pokrywają szramy. Obawiam się o jej zdrowie psychiczne po tym wszystkim…
Bez słowa wstaje i podaje mi karteczkę z numerem.
Zadzwoń, kiedy będziesz chciał umówić termin – uśmiecha się krzywo. – I nie naciskaj. Ludzie nie chcą mówić, gdy się ich o to prosi. Wewnętrzne instynkty.
Rozumiem – kiwam głową. – Dzięki wielkie.
Zabieram kilka losowych sztuk ubrań z pokoju Line i zbieram się do wyjścia. Dziewczyna wciąż stoi przy drzwiach, opierając się ramieniem o pomalowany na szaro fragment ściany. Przygląda mi się badawczo.
Wkrótce się odezwę – informuję ją. – Addie zostanie u mnie przez najbliższe dni, to nie problem, prawda?
Uśmiecham się na do widzenia i już prawie jestem przy drzwiach, kiedy jej długie palce zaciskają się na moim przedramieniu, a przy uchu świszcze mi bardzo wiele przekazujący szept:
Nie pozwól, żeby uczucia przeszkodziły ci w myśleniu, Georg.

***

Wiedniu,

Świadomość, że nie jesteś sam po tylu latach samotności – czy nie ma nic piękniejszego? Z pozoru cudowne uczucie, euforia, która rozświetla każde zmartwienie… Ale szybko przychodzą skutki tego niesamowitego uczucia. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to także ma swoją cenę. Musisz mówić. Współczuć. Kochać.
Wiedniu, tak trudno jest kochać. Kiedy wszyscy wokół dobitnie pokazują ci, jak powinno się to robić, a ty czujesz wyrzuty sumienia, bo wiesz, że robisz to niewystarczająco dobrze… Nie potrafię pokochać, gdy mam świadomość tego, iż muszę zrobić to porządnie.
Czy mogę być szczęśliwą i miłować bezinteresownie? Bezwarunkowo? Bo przecież umiem kochać. Uśmiechać się na widok roziskrzonych tęczówek tej najbliższej osoby, chcieć objąć ramiona swoimi ramionami. Pomagać wstać, gdy się upadło i czerpać największą radość z faktu, że ten ktoś ujął twoją dłoń. Przecież potrafię.
Umiem też odpowiedzieć na promienne „Dzień dobry” o poranku. Powiedzieć o tym, jak bardzo się cieszysz, że ta druga osoba… po prostu jest. Czuć przyjemne ciepło w sercu i tym samym ciepłem się dzielić. Patrzeć na kochający uśmiech i myśleć o tym, że jesteś tam, gdzie powinieneś, że zawsze będziesz, będziesz…
Na pewno wciąż tak potrafię. Ktoś musi mi tylko delikatnie przypomnieć, odświeżyć dawne nawyki. Kochać i być kochanym – tego chcę. Najbardziej na świecie. Bo kochanie to takie mocne słowo, a ja przecież nie chcę wiele. Muszę tylko nauczyć się dawać z siebie jeszcze więcej.

To twoje? – słyszę pytanie i nawet nie muszę patrzeć w stronę osoby, która je zadała, by wiedzieć, co ma na myśli.
Kiwam głową i uśmiecham się lekko. Może przez gardło nie chce mi przejść żadne konkretniejsze słowo, ale naprawdę bardzo staram się jakoś trzymać i przede wszystkim nie pokazywać innym, że boli mnie wszystko wewnątrz i na zewnątrz. Krótki pobyt w szpitalu dobił mnie na tyle, by ostatecznie zniechęcić mnie do wszystkiego. Tak bardzo przypomina mi śmierć mamy…
Georg stara się, jak może. Choć nie usłyszał ode mnie tego, czego oczekuje, nie zniechęca się. To boli najbardziej, przecież nie zasłużyłam na to… Adeline, jego dziewczyna, to naprawdę interesująca osoba. Spędza ze mną dość dużo czasu i zupełnie nie przeszkadza jej moje milczenie. Zastanawia mnie to. Zazwyczaj ludzie, widząc, że nie mam nic do powiedzenia, znikali w ułamku sekundy, zanim jeszcze zdążyłam się otworzyć. A ona się stara. Nie wymaga ode mnie. Może nawet wie, że wewnątrz noszę więcej, niż komukolwiek się wydaje.
Perfekcyjny, wygląda tak realnie. Musisz mu to koniecznie pokazać – dziewczyna trzyma w ręku mój niechlujny przecież szkic i przygląda mu się z oczarowaniem.
Komu? – chrypię z trudem, nie zrozumiawszy.
Tomowi. Narysowałaś Toma, prawda?
Patrzę na nią ze zdziwieniem. Nie zdążyłam jeszcze poznać owego jegomościa, o którym wszyscy tak rozprawiają, bowiem gitarzysta kompletnie olał nagrywanie płyty i gdzieś wyjechał. Cały czas o tym dyskutują. Nie powiedziałam tego na głos, ale dla mnie to całkiem zabawne. Też bym chciała tak sobie uciec.
Poznałam go w samolocie… Postanowiłam… Narysować...
Adeline kompletnie nic nie rozumie.
Wygląda jak Tom – stwierdza powoli, spoglądając to na mnie, to na obrazek. – Widziałaś go już wcześniej?
Kręcę niepewnie głową, ale dociera do mnie coś istotnego. No tak, to dlatego z takim dziwnym błyskiem w oku Czekoladowy, czyli Tom, wtedy na mnie patrzył. Rozpoznał mnie, a ja jego nie, w końcu nie widzieliśmy się kilka lat. Dotąd jego wygląd pamiętam jak przez mgłę. No nie, co za nieuczciwy koleś! To dlatego zaczął się śmiać, kiedy mu powiedziałam jakieś wymyślone na poczekaniu, nieprawdziwe nazwisko…
Dziewczyna siada obok mnie i chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś patrzy na mnie z uwagą, troską. Czymś, czego jeszcze nie byłam świadkiem. Jej brązowe oczy są takie ciepłe, a jednocześnie nieco smutne… Chyba można tym oczom zaufać.
Wiesz, kiedyś w moim życiu też był taki okres, że przestało mi się chcieć cokolwiek robić czy mówić. Usłyszałam, że do niczego się nie nadaję. I wiesz, co zrobiłam?
„Poddałaś się?”.
Pewnie starałaś się być lepszą – szepczę, o dziwo bardziej składnie niż poprzednio. Adeline ściska moją dłoń. To takie pokrzepiające.
Nie do końca – odpowiada. – Porzuciłam ludzi, którzy sprawiali, że czułam się beznadziejna.
Coś głębszego jest w tym, co mówi. W dodatku mówi to w taki sposób… Refleksje same kiełkują w mojej głowie i zauważam, miło zaskoczona, iż Georg dokładnie wiedział, kogo wybrać na, mam nadzieję, życiowego partnera. Przez Adeline przemawia duże doświadczenie życiowe. Czuję, że ją polubiłam.
Ciężko jest być… niezależnym – bąkam i zanim się zastanowię, kolejne słowa już łatwiej płyną z moich ust. – Tak szybko… tak szybko kazali mi dorosnąć…
Tak – wzdycha, znów kierując na mnie pełne zrozumienia spojrzenie. – Mnie także, Gin, mnie także...


No tak, zmieniłam szablon i sposób pisania, dałam piękny wiersz na początek i piękną piosenkę, ale nadal czuję się pusta i bezużyteczna... Z trudem pisało mi się ten rozdział, nie powiem. Ale muszę wierzyć w siebie. Muszę.

3 komentarze:

  1. *.* To jest BOSKIE!! *.* Życzę ci weny i z niecierpliwością czekam na 9!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej,troche mi zajelo dotarcie na Twego bloga ale jestem. Chcialabym napisac cos dobrego,sensownego. Ale nie umiem. Wybacz.
    Uwielbiam to jak piszesz. Uwielbiam Twoje opowiadanie i sposob w jaki przedstawiasz historie Reginy. Czekam na kolejny rozdzial.

    Ps. Nie czuj sie pusta i bezuzyteczna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń