Jak bez ust byłem z ustami
Jakby plastrem zalepione
Jakby w wapnie unurzone
Było, że w powietrzu tonę
Było, że już po mnie, po mnie
Edward Stachura
Gdy odeszła pod chmurami
– Nie
mogę uwierzyć, że byłeś tak lekkomyślny – babcia kręci
głową, na twarzy ma wymalowany zawód. – Nie widzisz, w jakim
jest stanie? Nie załatwiłeś żadnych dokumentów, w ogóle nikt mi
nie powiedział, że Ginnie
jest tutaj i potrzebuje pomocy.
Mój brat jest zirytowany.
– Eva, powtarzam ci po raz
kolejny: Adam nie odpisał na jej list, nie zadzwonił do ciebie, do
nikogo, kompletnie nic. A ja nie chciałem jej tutaj zatrzymywać bez
jego przyzwolenia.
– A może po prostu byłeś
zbyt zajęty? – starsza kobieta pyta z przekąsem, najwyraźniej
chcąc skończyć już rozmowę.
– Jak możesz tak mówić?
Praca nie zależy ode mnie.
– Proszę,
nie kłóćcie się, to nic nie da
– wtrąca się Adeline, wysoka dziewczyna o poskręcanych w loki
włosach, którą przyszło mi poznać tuż po moim niefortunnym
wypadku. – Georg czekał
z siostrą
na odzew Adama.
– Rozmawiamy,
jakby jej tutaj nie było – zauważa,
spoglądając na mnie, ale
nie szkodzi, bo to mi nie przeszkadza.
– Chcesz coś powiedzieć?
Kręcę głową.
Od kilku dni słyszę te same
zdania, te same pytania, te same przypuszczenia. Nie odezwałam się
normalnie ani razu od odzyskania świadomości. Nie wiem dlaczego.
Mam gardło tak ściśnięte, że ledwo coś przechodzi mi przez
przełyk, a jednak babcia wmusza we mnie tony życiodajnego pokarmu.
Nagle
pojawiło się mnóstwo przychylnych mi osób, każda z nich
obskakuje mnie dookoła, usiłując coś ze mnie wyciągnąć.
Chciałabym im powiedzieć, jak bardzo jestem im wdzięczna, ale coś
nie pozwala otworzyć mi ust. Zwilżam tylko wyschnięte wargi
herbatą. Potrząsam i kiwam
głową, czasami stękam, kiedy wenflon wpija się boleśnie w
nadgarstek, chwilami udaje
mi się wychrypieć jakieś krótkie „tak”, „nie”, „nie
wiem”, „dziękuję”.
Ale takie
słowa nie padają. Nie potrafię. Nie
mogę mówić o nich.
– Regina,
dziecko, powiedz wreszcie, co
się stało... To za długo
trwa – stwierdza babcia miękkim głosem, ale nie potrafię wykonać
jej polecenia.
Wszyscy
się we mnie wpatrują, ale
zęby znów
zaciskają się na moich ustach tak mocno, że nie mogę wydobyć z
siebie głosu.
***
Zapalam papierosa. Cienka smuga
dymu ciągnie się w górę, do nieba przykrytego warstwą chmur.
Kiedyś brzydziłem się ludźmi palącymi to świństwo, ale dziś
nie potrafię obejść się bez przynajmniej jednej paczki w
kieszeni. Kiedy masz taką pracę jak ja, to po prostu nieuniknione.
Co się wydarzyło wtedy, kiedy
Regina zemdlała? Skąd wzięły się te cięcia?
Muszę się tego dowiedzieć,
muszę znaleźć osobę, która wtedy dzwoniła i spowodowała u
mojej siostry taką panikę. Przede wszystkim za wszelką cenę chcę
ukarać tego, kto jej to zrobił. Odnaleźć sprawcę i udowodnić
mu, że ona nie jest sama. A jednak nie mogę tego zrobić, dopóki
Regina milczy.
Lecz przecież znam osobę,
która otworzyłaby jej usta, która rozwiązałaby zagadkę.
Pół godziny później, z
kolejnym papierosem w dłoni, pukam do drzwi mieszkania Addie, który
wynajmuje z bardzo potrzebną mi w tej chwili osobą. Wymówiłem się
zabraniem potrzebnych jej ubrań, bo ma zamiar zostać na kilka dni,
pomóc przy siostrze. Czułem ukłucie poczucia winy, kiedy patrzyła
na mnie z wdzięcznością, ponieważ tak naprawdę to nie o to
chodzi. Pewnie przyjdzie mi oszukać kogoś jeszcze, ale przecież
sprawa jest tego warta, nie?
– Wejdź – słyszę wrzask z
wewnątrz. – Klucz pod wycieraczką.
W pośpiechu przekręcam zamek w
drzwiach. Wchodzę do uporządkowanego holu. Ustawione na jasnej
posadzce glany ociekają błotem, ale najwyraźniej ich właścicielka
ma to gdzieś. Stawiam własne buty obok nich i wchodzę do pokoju po
lewej stronie.
Mało osób odwiedza Edith na
tyle często, by zorientować się, jak niesamowite jest otoczenie, w
jakim funkcjonuje, a jednak po kilku sekundach ma się ochotę stąd
wyjść. To zupełnie odmienne terytorium. Jak eksponat w muzeum –
zachwycasz się przez chwilę, oglądasz uważnie, ale nie dotykasz,
wychodzisz. W sporej wielkości pokoju dominuje ogromny stół,
zawalony książkami, farbami, płachtami papieru i innymi
przedmiotami codziennego użytku. Materac rzucony w kąt pokoju,
zmieniający swoje położenie każdego dnia, stoi tym razem przy
obłożonej lustrem szafie, a obok niego tłoczy się kilka pudeł,
pełniących funkcję szafki. Róg pokoju oddzielony jest czarną
kotarą i w zasadzie nikt nie ma pojęcia, co się za nią kryje.
Jedno ze ścian zdobią zdjęcia, niektóre naprawdę oszałamiające.
Dziwnie się tutaj czuję. To tylko powierzchowny nieporządek, tak
naprawdę wszystkie elementy do siebie pasują. Czarno-biała
sceneria całego wnętrza przyprawia o dreszcz, ale właścicielka
wydaje się nie przejmować dobitnym przekazem umeblowania jej
królestwa.
Edith siedzi przy stole i układa
coś na kartce. Kolejne fotografie. Niedaleko widzę zeszyt, a w nim
dziwnie brzmiące zapiski, takie jak kilka strzałek odchodzących od
czarno-białego szkicu jej samej.
– Skąd wiedziałaś, że to
ja? – pytam, wiedząc, że szybko mi odpowie. – Równie dobrze
mógł to być włamywacz.
Podnosi głowę i unosi kącik
ust. W dolnej wardze widnieją dwa lśniące kolczyki. Odgarnia
potarganą grzywkę, zafarbowaną na granat, przynoszący na myśl
nocne niebo. Pewnie o to chodziło. Uśmiecha się, a wtedy w
policzkach ukazują się dołeczki.
– Tylko ty uderzasz ręką o
nogę, kiedy idziesz. Poza tym charakterystycznie tupiesz. To
słychać.
Przewracam oczami. Ma irytujący
zwyczaj posiadania wiedzy na temat wszystkiego, ale ja wiem, że to
nie daje jej satysfakcji. To, że wie wszystko o wszystkim, nie
sprawia, że czuje się lepiej. Nie ma władzy nad każdym – w tym
jej problem. Nie jest w pełni szczęśliwa.
Czasem mam wrażenie, że to ona
potrzebuje pomocy psychologicznej.
– Mam do ciebie prośbę.
– Adeline? Ona za mną nie
przepada.
– Nie, nie o to chodzi, poza
tym przecież, do cholery, mieszkacie razem, więc...
– Co z tego? – przerywa mi,
podnosząc wzrok na chwilę. – Uważa mnie za wariatkę. I pewnie
ma rację.
Nie mam teraz ochoty na
roztrząsanie zawiłości ich relacji. Są, jakie są. Poza tym to
działa w obie strony. Obie traktują się nawzajem, jakby się nie
lubiły, docinają sobie, czasem szarpią, ale Addie stara się robić
dla niej więcej, niż robi się dla przeciętnej koleżanki. Edith
najwyraźniej tego nie docenia.
– Wiesz co? – odzywa się
znów, nie przerywając pracy. – Ona po prostu nie potrafi dostrzec
najprostszych faktów.
– W jakim sensie?
Wzdycha, jakby odpowiedź była
oczywista. Przykleja do ust chłopaka ze zdjęcia tabliczkę z
napisem „die Wahrheit”. Dramatycznie to wygląda. Zresztą jak
wszystko w jej światopoglądzie i podejściu do rzeczywistości.
– Jest zajęta jakimiś
drobnostkami, które mają wprost znikomy wpływ na społeczeństwo.
Otwieram szeroko oczy ze
zdumienia. Co? Czyli ona twierdzi, że to bieganie po szpitalach,
wolontariatach i innych tego typu placówkach nie ma sensu? Narasta
we mnie całkiem uzasadniona złość. Ona tutaj siedzi, przykleja to
tych swoich idiotycznych fotografii równie idiotyczne opisy i
jeszcze śmie twierdzić, że Addie robi mniej od niej?
– Ach tak? – siadam na brzegu
stojącego przy drzwiach pudła, całkowicie zapominając o sprawie,
o którą miałem ją poprosić. – Czyli sądzisz, że ty o wiele
bardziej przyczyniasz się do poprawy sytuacji ludzkości w tym
świecie?
Parskam śmiechem, ku jej
niezadowoleniu. To naprawdę komiczne, to, za jak bardzo nieomylną
się uważa,
– Oczywiście, Georg, że to
nie ma aż takiego wpływu na skalę globalną. Ale ja analizuję,
wiesz? Ja rozmawiam z ludźmi, przeprowadzam na nich badania, które
doprowadzają mnie do wniosków. Adeline tego nie potrafi. Ona nie
myśli, tylko działa bez celu. Nie potrafi łączyć wątków, nie
myśli, nie umie rozwiązać najprostszego zagadnienia. Spójrzmy
chociażby na ciebie. Wchodząc do mieszkania, twój wzrok padł na
moje buty. Najpewniej pomyślałeś, że jestem bardzo niechlujna –
potrafisz wskazać proste powiązania. Co można dzięki temu
przewidzieć? Otóż na przykład to, że wiedziałam, iż za chwilę
spojrzysz na buty swojej dziewczyny i uśmiechniesz się z czułością
– już otwieram usta, żeby zapytać o co jej właściwie chodzi,
ale powstrzymuje mnie machnięciem dłoni. – To doprowadza do tezy
mówiącej o twoim zaangażowaniu uczuciowym w tę relację lub o
pożądaniu fizycznym.
Teraz już wgapiam się w nią z
otwartymi ustami. Nie mogę pojąć, dlaczego zwraca uwagę na takie
drobnostki. Rumienię się jak dzieciak przyłapany na gorącym
uczynku. No, być może pomyślałem o niej w ten sposób, ale jakim
prawem Edith analizuje moją całkiem zdrową relację z dziewczyną?
Nie zaimponowała mi.
– No dobra, być może masz
rację, może Addie nie zwraca uwagi na takie rzeczy i ma do tego
prawo – stwierdzam. – Normalni ludzie nie skupiają się na
takich szczegółach, pogódź się z tym.
– Wiesz, dlaczego ona nie
potrafi myśleć? – ignoruje moją wypowiedź. – Bo fizyczne
zaangażowanie ją zaślepia.
Mówi to tak zabawnie poważnym
tonem, że znów nie mogę powstrzymać chichotu.
– To jak poklepię Billa po
ramieniu, to stanę się debilem? – ironizuję, a ona rzuca we mnie
nożyczkami. Odbijają się od ściany niebezpiecznie blisko mojej
głowy, ale ja nadal się śmieję.
– Zamknij się, co? –
nakazuje i kontynuuje nieco bardziej normalnym głosem. – Wiesz,
kiedyś miałam takiego kolegę. Zabawny koleś, wiele się od niego
nauczyłam, bo był wprost przewidywalnym przypadkiem zwyczajnego,
nieskomplikowanego chłopczyka z dobrej rodziny. Wzorcowy był.
– No i co?
– Nie wiadomo dlaczego, całkiem
mi się podobał fizycznie, choć z czasem przestałam zwracać na to
uwagę. Raz przeprowadziłam taki eksperyment, kazałam mu się
rozebrać do naga i usiąść przy stole. Jednocześnie próbowałam
pisać coś w swoim notesie, i – co za zaskoczenie! – nie mogłam
się skupić. Wtedy właśnie stwierdziłam, że mogę dociekać i
wypytywać o uczucia, ale sama nie mogę w nie ingerować. Więcej z
tego problemu niż pożytku.
Być może coś w tym jest. Nie
wiem jednak, w jaki sposób powinienem interpretować jej wypowiedzi.
W niektórym chwilach, takich jak ta, zachowuje się nie jak
zwyczajna studentka psychologii, tylko jak stuknięta na umyśle
amatorka i egoistka. A jednak jest mi potrzebna, dlatego przestaję
się nad tym zastanawiać.
– Dobra, może coś w tym jest,
ale nie możesz jej przekreślać tylko dlatego, że jest
zaangażowana uczuciowo. Poza tym, wybacz, bardzo chętnie
wyprowadziłbym się z błędu, ale przyszedłem, żeby cię o coś
poprosić.
Nieco się ożywia.
– Coś ciekawego?
– Nie wiem, czy nazwać to
ciekawym. Moja przyrodnia siostra nie chce mówić o swoich
problemach, a ma je z pewnością. Całe jej ciało pokrywają
szramy. Obawiam się o jej zdrowie psychiczne po tym wszystkim…
Bez słowa wstaje i podaje mi
karteczkę z numerem.
– Zadzwoń, kiedy będziesz
chciał umówić termin – uśmiecha się krzywo. – I nie
naciskaj. Ludzie nie chcą mówić, gdy się ich o to prosi.
Wewnętrzne instynkty.
– Rozumiem – kiwam głową. –
Dzięki wielkie.
Zabieram kilka losowych sztuk
ubrań z pokoju Line i zbieram się do wyjścia. Dziewczyna wciąż
stoi przy drzwiach, opierając się ramieniem o pomalowany na szaro
fragment ściany. Przygląda mi się badawczo.
– Wkrótce się odezwę –
informuję ją. – Addie zostanie u mnie przez najbliższe dni, to
nie problem, prawda?
Uśmiecham się na do widzenia i
już prawie jestem przy drzwiach, kiedy jej długie palce zaciskają
się na moim przedramieniu, a przy uchu świszcze mi bardzo wiele
przekazujący szept:
– Nie pozwól, żeby uczucia
przeszkodziły ci w myśleniu, Georg.
***
Wiedniu,
Świadomość, że nie jesteś
sam po tylu latach samotności – czy nie ma nic piękniejszego? Z
pozoru cudowne uczucie, euforia, która rozświetla każde
zmartwienie… Ale szybko przychodzą skutki tego niesamowitego
uczucia. Zdajesz sobie sprawę z tego, że to także ma swoją cenę.
Musisz mówić. Współczuć. Kochać.
Wiedniu, tak trudno jest
kochać. Kiedy wszyscy wokół dobitnie pokazują ci, jak powinno się
to robić, a ty czujesz wyrzuty sumienia, bo wiesz, że robisz to
niewystarczająco dobrze… Nie potrafię pokochać, gdy mam
świadomość tego, iż muszę zrobić to porządnie.
Czy mogę być szczęśliwą
i miłować bezinteresownie? Bezwarunkowo? Bo przecież umiem kochać.
Uśmiechać się na widok roziskrzonych tęczówek tej najbliższej
osoby, chcieć objąć ramiona swoimi ramionami. Pomagać wstać, gdy
się upadło i czerpać największą radość z faktu, że ten ktoś
ujął twoją dłoń. Przecież potrafię.
Umiem też odpowiedzieć na
promienne „Dzień dobry” o poranku. Powiedzieć o tym, jak bardzo
się cieszysz, że ta druga osoba… po prostu jest. Czuć przyjemne
ciepło w sercu i tym samym ciepłem się dzielić. Patrzeć na
kochający uśmiech i myśleć o tym, że jesteś tam, gdzie
powinieneś, że zawsze będziesz, będziesz…
Na pewno wciąż tak
potrafię. Ktoś musi mi tylko delikatnie przypomnieć, odświeżyć
dawne nawyki. Kochać i być kochanym – tego chcę. Najbardziej na
świecie. Bo kochanie to takie mocne słowo, a ja przecież nie chcę
wiele. Muszę tylko nauczyć się dawać z siebie jeszcze więcej.
– To twoje? – słyszę
pytanie i nawet nie muszę patrzeć w stronę osoby, która je
zadała, by wiedzieć, co ma na myśli.
Kiwam głową i uśmiecham się
lekko. Może przez gardło nie chce mi przejść żadne
konkretniejsze słowo, ale naprawdę bardzo staram się jakoś
trzymać i przede wszystkim nie pokazywać innym, że boli mnie
wszystko wewnątrz i na zewnątrz. Krótki pobyt w szpitalu dobił
mnie na tyle, by ostatecznie zniechęcić mnie do wszystkiego. Tak
bardzo przypomina mi śmierć mamy…
Georg stara się, jak może.
Choć nie usłyszał ode mnie tego, czego oczekuje, nie zniechęca
się. To boli najbardziej, przecież nie zasłużyłam na to…
Adeline, jego dziewczyna, to naprawdę interesująca osoba. Spędza
ze mną dość dużo czasu i zupełnie nie przeszkadza jej moje
milczenie. Zastanawia mnie to. Zazwyczaj ludzie, widząc, że nie mam
nic do powiedzenia, znikali w ułamku sekundy, zanim jeszcze zdążyłam
się otworzyć. A ona się stara. Nie wymaga ode mnie. Może nawet
wie, że wewnątrz noszę więcej, niż komukolwiek się wydaje.
– Perfekcyjny, wygląda tak
realnie. Musisz mu to koniecznie pokazać – dziewczyna trzyma w
ręku mój niechlujny przecież szkic i przygląda mu się z
oczarowaniem.
– Komu? – chrypię z trudem,
nie zrozumiawszy.
– Tomowi. Narysowałaś Toma,
prawda?
Patrzę na nią ze zdziwieniem.
Nie zdążyłam jeszcze poznać owego jegomościa, o którym wszyscy
tak rozprawiają, bowiem gitarzysta kompletnie olał nagrywanie płyty
i gdzieś wyjechał. Cały czas o tym dyskutują. Nie powiedziałam
tego na głos, ale dla mnie to całkiem zabawne. Też bym chciała
tak sobie uciec.
– Poznałam go w samolocie…
Postanowiłam… Narysować...
Adeline kompletnie nic nie
rozumie.
– Wygląda jak Tom –
stwierdza powoli, spoglądając to na mnie, to na obrazek. –
Widziałaś go już wcześniej?
Kręcę niepewnie głową, ale
dociera do mnie coś istotnego. No tak, to dlatego z takim dziwnym
błyskiem w oku Czekoladowy, czyli Tom, wtedy na mnie patrzył.
Rozpoznał mnie, a ja jego nie, w końcu nie widzieliśmy się kilka
lat. Dotąd jego wygląd pamiętam jak przez mgłę. No nie, co za
nieuczciwy koleś! To dlatego zaczął się śmiać, kiedy mu
powiedziałam jakieś wymyślone na poczekaniu, nieprawdziwe
nazwisko…
Dziewczyna siada obok mnie i
chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś patrzy na mnie z
uwagą, troską. Czymś, czego jeszcze nie byłam świadkiem. Jej
brązowe oczy są takie ciepłe, a jednocześnie nieco smutne…
Chyba można tym oczom zaufać.
– Wiesz, kiedyś w moim życiu
też był taki okres, że przestało mi się chcieć cokolwiek robić
czy mówić. Usłyszałam, że do niczego się nie nadaję. I wiesz,
co zrobiłam?
„Poddałaś się?”.
– Pewnie starałaś się być
lepszą – szepczę, o dziwo bardziej składnie niż poprzednio.
Adeline ściska moją dłoń. To takie pokrzepiające.
– Nie do końca – odpowiada.
– Porzuciłam ludzi, którzy sprawiali, że czułam się
beznadziejna.
Coś głębszego jest w tym, co
mówi. W dodatku mówi to w taki sposób… Refleksje same kiełkują
w mojej głowie i zauważam, miło zaskoczona, iż Georg dokładnie
wiedział, kogo wybrać na, mam nadzieję, życiowego partnera. Przez
Adeline przemawia duże doświadczenie życiowe. Czuję, że ją
polubiłam.
– Ciężko jest być…
niezależnym – bąkam i zanim się zastanowię, kolejne słowa już
łatwiej płyną z moich ust. – Tak szybko… tak szybko kazali mi
dorosnąć…
– Tak – wzdycha, znów
kierując na mnie pełne zrozumienia spojrzenie. – Mnie także,
Gin, mnie także...
No tak, zmieniłam szablon i sposób pisania, dałam piękny wiersz na początek i piękną piosenkę, ale nadal czuję się pusta i bezużyteczna... Z trudem pisało mi się ten rozdział, nie powiem. Ale muszę wierzyć w siebie. Muszę.
*.* To jest BOSKIE!! *.* Życzę ci weny i z niecierpliwością czekam na 9!! :-)
OdpowiedzUsuńOkej,troche mi zajelo dotarcie na Twego bloga ale jestem. Chcialabym napisac cos dobrego,sensownego. Ale nie umiem. Wybacz.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to jak piszesz. Uwielbiam Twoje opowiadanie i sposob w jaki przedstawiasz historie Reginy. Czekam na kolejny rozdzial.
Ps. Nie czuj sie pusta i bezuzyteczna :)
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń